Najczęściej zadawane pytania, Newsy, VLOG

Mój pierwszy kontakt z falownikiem? Nie był na studiach…

Dawno, dawno (10 lat) temu...

Mój pierwszy kontakt z falownikami, nie był na studiach. W ogóle na studiach mieliśmy bardzo mało o jakichkolwiek urządzeniach, które można spotkać w szafie elektrycznej. To było bardzo frustrujące. Swoją pierwszą pracę podjąłem jako automatyk samouk jeszcze w okresie studiów. Zajmowałem się reanimacją starych maszyn do redukcji odpadów. Wtedy jeszcze niewiele miałem do czynienia z układami sterowania, ale moja stawka była niska, pracodawca nie za bogaty – to się dogadaliśmy. Maszyny naprawiałem w tym samym czasie, co się uczyłem, jak w ogóle działają układy sterowania.

Jako samouk sporo się wtedy dowiedziałem, ale wciąż miałem wrażenie, że brakuje mi mentora. Bałem się, że to, co robię działa, ale jest niepoprawne lub niebezpieczne. (Po kilku latach, zajrzałem w dokumentację, jaką zrobiłem do jednej z maszyn i… faktycznie. Sporo zrobiłem błędów).  Zacząłem zatem rozglądać się za poważniejszą firmą. Miałem smykałkę do sterowników PLC – na studiach siedziałem w laboratorium z S7-300 Siemensa, po godzinach. Szukałem więc pracy jako automatyk / programista PLC lub w zasadzie ktokolwiek – oby pracować z ekspertami. Oby być jak najbliżej źródła fachowej wiedzy.

Dostałem prace jako młodszy specjalista ds. programowania urządzeń automatyki w firmie z branży wodno-kanalizacyjnej. Tylko dlatego, że na rozmowie rekrutacyjnej wykazałem się wiedzą, jaką sam zdobyłem na studiach (programowanie PLC po godzinach), oraz jako samouk w poprzedniej firmie. Jak się okazało na rozmowie, za dużo jednak nie wiedziałem, bo nie potrafiłem nawet pokazać w szafie wyłącznika silnikowego. Wybrnąłem jakoś, rozwiązując ich problem z zakresu PLC.

Praca pod względem progresu rozwoju była dla mnie idealna. Wylądowałem w ok. 20-osobowym zespole z automatykami, projektantami, montażystami itp.  Najcenniejszy był jednak Pan Andrzej – istna skarbnica wiedzy, ekspert od wszystkiego. Mimo iż był wiecznie zarobiony, to nie skąpił swojego czasu, aby coś wytłumaczyć. Taki mentor jest na wagę złota! Sporo mnie nauczył, oby żył w zdrowiu!

Moja praca, głównie polegała na pisaniu programów PLC pod obiekty takie jak, pompownie i tłocznie ścieków, zestawy hydroforowe, stacje uzdatniania wody itp. W skrócie wyglądało to tak: po napisaniu pierwszej wersji programu i testach na biurku trzeba było wgrać soft do szafy. Po tym przechodzimy do testów “na sucho” i sprawdzamy działanie całego układu, do którego podpięte są symulatory i zadajniki. Jeśli wszystko wyglądało obiecująco, to szafa jechała z kimś na uruchomienie. Jeśli obiekt był nietypowy, to musiałem jechać i uruchomić go osobiście. Delegacja. Lubiłem delegacje ;). Na grafice wyróżnionej tego artykułu możesz zauważyć moją fotkę z zakończenia modernizacji. Grubo po północy.

No i teraz sedno.

Gdy obiekt był wyposażony w duże pompy (o dużej mocy). To stosowaliśmy przemienniki częstotliwości (falowniki właśnie). Jak w pierwszej fazie swojej kariery ogarniałem sterowniki PLC to pozostałych urządzeń już nie bardzo. W tej firmie falownikami zajmowała się ekscelencja, najwybitniejszy, jego wysokość Pan Kierownik zespołu realizacji automatyki. Wcale nie przesadzam. Gdy wgrywałem swój program PLC do szafy z falownikiem, to nie mogłem przystąpić do testów, zanim jaśnie Pan nie zejdzie w czeluści warsztatu i nie raczy użyczyć swej łaski, wgrywając tajne parametry.

Gdybyście widzieli tę dumę. Wchodził na warsztat niczym rycerz na białym koniu, poskromić smoka “Falownika”. Brakowało, tylko czerwonego dywanu i elfów sypiących płatki kwiatów pod stopy. Przecież gdyby nie on! Dalej nie przesadzam… I wiesz, co jest najzabawniejsze?

Robił, to nie najlepiej 🙂

Oczywiście wtedy nie mogłem o tym wiedzieć, z czasem sam się tym zajmowałem i też robiłem to tak jak mnie nauczono – nienajlepiej. Mr. Kierownik stosował pewien uniwersalny schemat i parametry. Owszem obiekt pracował, ale konfiguracja nie była odpowiednio dostosowana. Możliwości przemiennika nie zostały wykorzystane. Wtedy wiedziałem tyle, że falownik potrafi płynnie zmieniać prędkość obrotów silnika. Z biegiem mojej kariery, wiedziałem jeszcze więcej. Modernizowałem układy sterowania i regulacji. Wgrywałem parametry. Przyznaję, sporo robiłem “na czuja” – nieraz z powodzeniem, nieraz z porażką.

Teraz po kursach o falownikach z Dawidem: Falowniki 1 oraz Falowniki 2, widzę, ile jeszcze można było zrobić, aby zaoszczędzić nerwów sobie i energii (pieniędzy) u klienta końcowego. Jak zastosować regulację PID i na podstawie podłączonego czujnika analogowego. Jak sterować wieloma silnikami naraz. W ogóle co zrobić z falownikiem poczynając od jego wyjęcia z pudełka. Wiesz jak to jest, prawda?